Odpowiedź :
Kiedy wstałem dzisiaj rano stwierdziłem, że jako, iż jest sobota pójdę na spacer i spędzę miło dzień, niestety skończyło się to niepowodzeniem. Zrobiłem śniadanie, zdecydowałem się na jajecznice i poszedłem do łazienki, aby umyć zęby, gdy skończyłem ktoś zadzwonił do drzwi. Okazało się, iż był to listonosz, który przyniósł pocztę, więc odebrałem list i położyłem go na szafce w przed pokoju, poszedłem załatwiać swoje sprawy.
Tak jak planowałem rano, tak zrobiłem i poszedłem na godzinny spacer, a kiedy wróciłem przypomniałem sobie o liście, więc go otworzyłem. Był czarny z czerwonymi elementami, powoli zacząłem go otwierać, w środku mieściła się biała kartka, która była pusta prócz jednego napisu. Pomyślałem, że jest to tajemnica, zrobiona w specjalny sposób i napis ukaże się dopiero, kiedy włożę ją do ognia. Na liście były napisane jakieś liczby, zorientowałem się, że to są kordy jakiegoś miejsca, wyszukałem je na mapie i tam poszedłem. Okazało się, że to jest niedaleko mojego domu, podreptałem dokładnie we wskazane miejsce i zauważyłem następna kartkę, wiszącą na drzewie. Kartka zawierała wiadomość, mówiąca o tym, że podobno we Francji na lotnisku został zabity mój prapradziadek, a sprawa teraz nabiera brzmienia. Pradziadek podobno był milionerem i posiadał kilka wili oraz kamienic, w rogu kartki spostrzegłem podpis mojego brata, więc postanowiłem do niego napisać. Po krótkiej rozmowie z nim dowiedziałem się, że to rzeczywiście był mój brat i wytłumaczył mi, że pradziadek był milionerem z wieloma willami, a dowiedziałem się o tym przez to, iż media nagle o tym huczały. Rozpoznałem go po nazwisku, pomyślałem, że to może być on, więc zacząłem szukać go po imieniu i nazwisku, znalazłem go w jakimś starym albumie, było to jedne ze zdjęć, które było pokazane w telewizji. Czytałem coraz więcej na ten temat, wtedy dowiedziałem się o jego pieniądzach schowanych w wieży, problem był taki, że to jest jego teren i nie dostaniemy się tam chyba, że się włamiemy. Zaproponowałem mojemu bratu spotkanie w kafejce, żeby o tym porozmawiać, powiedział, że za dwie godziny będzie w wyznaczonym miejscu. Czas szybko minął, a ja już czekałem przy stoliku, popijając wodę. Po dziesięciu minutach pojawił się chłopak.
- Hej. - powiedziałem.
- Cześć, co tam? - odparł.
- U mnie dobrze.
- Do sedna, wróćmy do tematu prapradziadka.
- Dobra, ale nawet jeśli włamiemy się na tamten teren, to jak dolecimy do Francji?
- O to już się nie martw - tajemniczo odpowiedział.
- Wchodzisz w to? - spytał.
- Tak. - odpowiedziałem.
Wtedy mężczyzna wyłożył na stół wielki plan przedstawiający miejsce, gdzie znajdował się zapewne skarb.
- W wieży obok domku ochroniarza jest schowany skarb, który chcemy znaleźć. Aby dostać się na teren musimy przejść obok budki ochroniarza tak, żeby nas nie zauważył, co trudne nie będzie, ponieważ z moich informacji wychodzi na to, iż ma około osiemdziesięciu lat, musimy tam przeczekać do osiemnastej, wtedy ochroniarz wychodzi na przerwę.
Dopracowaliśmy dalszą część planu, ustaliliśmy, że wprowadzamy go w życie od jutra. Wróciłem do domu, umyłem się i całkowicie zmęczony padłem na łóżko. Sen przyszedł zaskakująco szybko, jak na to, że zazwyczaj wierciłem się pół nocy i szukałem najwygodniejszej pozycji.
Rano obudziłem się wyspany i gotowy do działania. Ubrałem się, spakowałem walizkę i wyszedłem z domu. Wsiadłem do mojego czarnego Mercedesa i ruszyłem w kierunku lotniska. Tam czekał już na mnie Bartek, bo tak miał na imię mój brat. Przywitałem się z nim. Po dwóch godzinach byliśmy we Francji. Nie miałem bladego pojęcia, jakim cudem Bartek tak szybko załatwił nam bilety, ale zaimponował mi. Poszliśmy z walizkami w kierunku zamówionej przeze mnie taksówki. Po krótkiej chwili znaleźliśmy się w hotelu. Mieliśmy jeden pokój z dwoma osobnymi łóżkami i łazienką. Wykonaliśmy wszystkie potrzebne czynności i poszliśmy spać. Kolejnego dnia obudziliśmy się około dziesiątej. Cały dzień spędziliśmy na leniuchowaniu i wykorzystywaniu ostatnich wolnych chwil, ponieważ mieliśmy świadomość, iż potem nie będziemy mieć czasu. O siedemnastej pojechaliśmy samochodem Bartka do rzekomego miejsca ukrycia skarbu. Chłopak zaparkował na parkingu oddzielonym od wieży o dziesięć minut drogi pieszo, bo nie chcieliśmy, aby ktoś zobaczył auto. Słońce powoli zachodziło, na niebie widniało dużo jasnych chmur, zimny wiatr wiał nam w plecy, a ostatnie promienie słońca przyjemnie ogrzewały twarz. Szliśmy do celu jak doświadczeni złodzieje, ubrani w ciemne rzeczy, przemierzaliśmy ulice Francji ze spuszczonymi głowami, okrytymi przez kaptury. Gdy dotarliśmy do celu schowaliśmy się za dużym drzewem, które skutecznie zasłaniało nas przed wzrokiem ochroniarza. Bartek sprawdził coś na telefonie, po czym zakomunikował mi, że musimy poczekać tam jeszcze przez pół godziny. Uzbrojeni w brak cierpliwości i wyostrzone zmysły w końcu doczekaliśmy się momentu, gdy ochroniarz ma swoją przerwę. Zachowując ostrożność skradaliśmy się w stronę wieży. Okazało się, że ten stary strażnik zostawił je otwarte. Jeden problem z głowy. Weszliśmy najciszej jak się dało po schodach, gdy dotarliśmy na górę mój brat otworzył drzwi. Weszliśmy do pomieszczenia, zobaczyłem, że w lewym kącie pokoju jest jakaś kartka. Bartek również ją zauważył, więc podszedł i ją podniósł. Podszedł do mnie i odwrócił kartkę na drugą stronę. Zauważyliśmy na niej rysunek osła, który wyglądał jakby narysowało je pozbawione talentu dziecko. W tym momencie usłyszałem za sobą trzask zamykanych drzwi. Oby dwoje szybko się odwróciliśmy, w pokoju stał dobrze zbudowany, wysoki brunet o szarych, przerażających oczach, był to drugi syn naszego dziadka, Ignacy. W dłoniach trzymał pistolet i naprzemiennie celował nim we mnie i Bartka.
- No, no. Kogo moje oczy widzą? Dawno się nie widzieliśmy. - powiedział z kpiną przesiąkniętą jadem, którego nigdy u niego nie słyszałem. - Co wy tacy spięci? Zajmę wam tylko chwilkę. Przed śmiercią chciałbym tylko wyjaśnić jednemu z was całą sytuację.
- Jak to jednemu? - odezwałem się, przerywając mu.
- Wiesz - zatrzymał się na chwilę i udawał, że się zastanawia. - Trzeba dodać do tej chwili trochę dramaturgii, inaczej byłoby nudno. A tego chyba nie chcemy? Dlatego tylko jeden z was usłyszy moje wyjaśnienia. - przeraziłem się, gdy wycelował pistolet w mojego brata i posłał mu ostatni, cyniczny uśmiech. - A więc, do zobaczenia w piekle. - pistolet wystrzelił, Bartek runął bez życia na ziemię, chciałem do niego podejść, ale Ignacy wycelował we mnie broń. Byłem zmuszonym tam stać jak kołek, gdy mój brat się wykrwawiał. Patrzyłem na mężczyznę z ogniem w oczach, spowodowanym moją wściekłością.
- Oby dwoje jesteście bardzo chciwi, ja tylko sprawdzałem kto z rodziny da mi ten zaszczyt i podstawi się, abym mógł go zabić. Wiedziałem, że większość będzie chciała znaleźć rzekomy skarb, który prawdę mówiąc bardzo przyjemnie się wymyślało - cały czas się do mnie uśmiechał w najbardziej chory i wywyższający się sposób, zarezerwowany dla psycholi. - Po prostu byłem ciekawy ile osób będzie w stanie okraść naszego zmarłego przodka. No przyznam, że zrobiłem to również dla przyjemności, którą daję mi zabijanie takich nie lojalnych i chciwych ludzi jak ty i ten twój, pożal się boże, braciszek. Ale może pominiemy ten drobny szczegół? Chciałem tylko powiedzieć, że chciwość nie popłaca i to ona sprowadziła na was śmierć. - pomimo swojego chorego uśmiechu, wiedziałem, że ma rację. Gdyby nie chciwość mój brat by żył i bylibyśmy bezpieczni. - Skoro już wiesz, że jesteś nic nie wartym śmieciem, który chce tylko kasy, to z czystym sumieniem mogę wysłać cię na tortury diabłu. - poczułem nie wyobrażalny ból w całym ciele, ale najbardziej w miejscu pod sercem. Upadłem i dotknąłem rany, a później z wielkim trudem uniosłem rękę na wysokość oczu, była cała pokryte krwią. Nie wiem ile tam leżałem, ale czułem, że każda sekunda odbiera mi coraz więcej tlenu. Wszystko mnie okropnie bolało, zamknąłem oczy... i nastała ciemność.
***
Ogólnie miałeś bardzo ciekawy pomysł, ale było dużo błędów. Starałam się, mam nadzieję, że ci się przyda :)