👤

Napisz historię opowiedzianą w Lilijach Adama Mickiewicza z punktu widzenia pustelnika. Conajmniej 200 słów

PROSZE WAS JAK NAJSZYBCIEJ ​


Odpowiedź :

Odpowiedź:

Wszystko zaczęło się pewnego letniego wieczoru. Właśnie skończyłem czytać książkę i zamierzałem zjeść kolację, gdy usłyszałem podejrzane szmery gdzieś w pobliżu mojej chatki. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłem drzwi, a w nich stała kobieta. Wpadła do mojej chatki, drżąca i całkiem blada. Pozdrowiłem ją i spytałem, co robi o tak późnej porze w lesie. Ta w odpowiedziała mi, że zdradziła męża i bojąc, się konsekwencji zabiła go. Następnie martwe ciało zakopała w ogrodzie za domem. Spytała mnie, co ma zrobić, by uniknąć przed Bogiem kary za ten grzech. Zobaczyłem, że nie żałowała swojego czynu, jednak tylko bała się kary. Odpowiedziałem jej, żeby poszła w spokoju, gdyż występek jej może zdradzić tylko mąż, ten jednak nie żyje. Ta ucieszyła się z mojej odpowiedzi i z taką prędkością, z jaką zjawiła się w chacie, z taką samą zniknęła.

Przez następny rok wiodłem spokojne życie, pełne radości i miłych chwil. Jednak po roku, następnego lata znów usłyszałem szelest obok domu, a chwilę później pukanie do drzwi. Stuk, Stuk! Otworzyłem drzwi, a w nich znów ujrzałem kobietę. Była to ta sama kobieta co przyszła do mnie rok temu. Spytałem ją, co ją do mnie sprowadza. Opowiedziała mi, co zaszło u niej w przeciągu ostatniego roku. Do jej domu przybyli bracia jej męża. Czekali na niego, aż powróci z wojny. Nie doczekali się jednak z wiadomego powodu. Jednak dzisiaj obaj poprosili ją o rękę. Ta nie wiedząc, którego wybrać przyszła do mnie po radę. Powiedziała też, że chyba nawiedza ją duch jej męża. Zaproponowałem jej, że jeszcze dzisiaj mogę go wskrzesić. Ta jednak zaczęła protestować. Powiedziała, że może pójść do zakonu, że zrzecze się swojego zbioru, lecz to nie czas na wskrzeszanie jej męża. Zapłakałem, kryjąc twarz w zasłonie. Powiedziałem jej, że w takim razie niech wychodzi za mąż, póki jest jeszcze młoda. Lecz ta nadal nie wiedziała, za kogo ma wyjść. W takim razie tak jej powiedziałem:

„Najlepsza będzie droga,

Zdać się na los i Boga.

Niechajże z ranną rosą

Pójdą i kwiecia zniosą.

Niech każdy weźmie kwiecie,

I wianek tobie splecie,

I niechaj doda znaki,

Żeby poznać, czyj jaki?

I pójdzie w kościół Boży,

I na ołtarzu złoży:

Czyj pierwszy weźmiesz wianek,

Ten mąż twój, ten kochanek”

Kobieta była szczęśliwa z odpowiedzi, jaką jej dałem. I z taką prędkością, z jaką zjawiła się w chacie, z taką samą zniknęła.

Następnej niedzieli w czasie mojego niedzielnego spacerku zobaczyłem w świątyni tę kobietę a przed nią dwaj mężczyźni. Zapewne bracia jej męża. Kobieta trzymała w ręku wianek, a dwaj mężczyźni się kłócili. Wtedy drzwi cerkwi trzasnęły, a chwilę później cerkiew zapadła się, zabijając wszystkich w niej obecnych.