Odpowiedź :
Odpowiedź:
Pewnego wrześniowego dnia, pojechałam z rodzicami za granicę. Wybraliśmy się do Słowacji. Wiem, co sobie pomyślcie, że przecież to tak blisko, bo graniczmy ze Słowacją. Tylko, że dla nas to był wyjazd z marzeń...
Moja rodzina, żartobliwie zwana Rodzynkami nie miała dużo pieniędzy, nie po pływaliśmy w luksusy. Mieszkaliśmy skromnie, w 2 pokojowym mieszkaniu z sypialnią, maleńką kuchnią i łazienką. Rodzice pracowali w firmie produkującej rajstopy. Stali po 8 godzin przy taśmach i pakowali je. Pieniędzy za to dużych nie było, wierzcie mi. Za to bardzo długo nie było ich w domu. Ja mam 13 lat i jestem w 6 klasie podstawówki. Kiedy wracam do domu, dom jest pusty. Brakuje mi czasu spędzonego z rodzicami. Jestem jedynaczką, więc nie mogę liczyć na rodzeństwo. A wszystko, moja wielka i wspaniała przygoda, która zmieniła moje życie, zaczęła się 6 maja 2018 roku. Tego właśnie dnia, gdy wróciłam ze szkoły, głodna i zmęczona zobaczyłam dwóch, dziwnie wyglądających facetów którzy kręcili się koło naszej klatki schodowej obok stał samochód do którego często zaglądali, pomyślałam że musi być ich. wyglądali dość dziwnie mieli czarne ubrania czarne czapki rękawice mimo że już było ciepło no ale, o gustach się nie dyskutuje-pomyślałam. Przechodząc obok ich auta, z plecakiem zobaczyłam, że w środku jest piękny mały szczeniak. Od razu rozpoznałam rasę. Mały angielski spaniel. zdałam się na rasach bo od wielu lat marzyłam o psiaku niestety przy naszej sytuacji finansowej i czasowej nie mogliśmy sobie na niego pozwolić, a raczej nie my, tylko rodzice. Wydawał mi się taki słodki. bez namysłu zapytałam mężczyzn, ile ma jak się wabi. Ich odpowiedz co najmniej mnie zaskoczyła. powiedzieli, żebym już poszła, bo jeszcze ktoś pomyśli że coś kombinuje. Byli starsi na pewno silniejsi ode mnie nie dyskutowałam z nimi, po prostu poszłam. Gdy weszłam do domu, uchyliłam okno, bo zrobił się zaduch. I wtedy to usłyszałam. z rozmowy mężczyzn wynikało, że psiak jest skradziony i bardzo drogi. Od razu postanowiłam mu pomóc. Wykręciłem numer 997, czyli na policję i powiedziałam co usłyszałam i zobaczyłam. Po 5 minutach zjawił się radiowóz. Gdy przyjechali i wysiedli funkcjonariusze Ci Czarni próbowali przed nimi uciec, ale mi się nie udało policjanci zakuli ich, ocenili stan sytuacji i psa i od razu powiedzieli, że psiak jest od dawna poszukiwany. Gdy ich zgarnęli na posterunek, byłam bardzo zadowolona. Jednak, po jakiś 15 minutach zapukali do moich drzwi nie Czarni, tylko policjanci. Gdy zapytałam co ich sprowadza, pokazali mi ogłoszenie na którym jest napisane, że osoba która odnajdzie psiaka zostanie nagrodzona kwotą w 7000 zł. Nie posiadałam się z radości. 7000zł, oj takiej kwoty moja rodzina nigdy na raz nie wiedziała. Przynajmniej nie u nas w domu. Gdy tylko rodzice wrócili do domu, o wszystkim im opowiedziałam; byli ze mnie bardzo dumni. A gdy usłyszeli o ty się 7000 zł, wytrzeszczyli na mnie oczy tak, że myślałam, że im wypadną. Zaraz zaczęliśmy wszystko planować. Jutro, rodzice mieli wziąć wolne z pracy i mieliśmy pojechać do pani która jest właścicielką psiaka, którego w cudzysłowiu uratowałam. (mieliśmy adres, bo był na ogłoszeniu, które przynieśli policjanci). Jak ustaliliśmy; tak zrobiliśmy. Następnego dnia o 9:00 rano ruszyliśmy spod bloku starym, małym autkiem. Po pół godzinie dojechaliśmy na miejsce. Naszym celem docelowym był dom, bardziej przypominający pałacyk niż dom. Zapukaliśmy, porozmawialiśmy i wyszliśmy. Z 7000 tys. zł. Gdy wróciliśmy rodzice zarezerwowali wyjazd, na Słowację od 11-14 września 2018r. W ten oto sposób, wyjechaliśmy 11 o 5.00 rano z pod bloku. Gdy dojechaliśmy na miejsce, czyli w naszym przypadku na dworzec PKP, wyjęliśmy wcześniej spakowane walizki z niezbędnymi rzeczami i czekaliśmy na pociąg. Gdy wsiedliśmy z peronu 9 na pociąg, udało nam się dostać do prawie pustego przedziału. Siedział tam tylko, na oko 30 letni chłopak z gitarą. Usiedliśmy niedaleko niego. Zagaił rozmowę.
- Jak się nazywasz? zapytał- ja Hubert
- Marta, odpowiedziałam. Zaczęliśmy rozmawiać, okazało się, że jechał do Krakowa. My; nieco dalej. Wymieniliśmy się numerami. Gdy po długich godzinach, (niektórych bez Huberta) dotarliśmy na miejsce było koło 14.15. Doszliśmy na piechotę do naszego hotelu i zaczęliśmy się rozpakowywać. Potem ruszyliśmy zwiedzać. Zobaczyliśmy tyle wspaniałych rzeczy.... To był mój drugi wyjazd w życiu. Czułam się jak niebie. Na kolację poszliśmy do słowackiej restauracji. Było pysznie. Robiąc rundkę przez park wróciliśmy do hotelu. Byliśmy wyczerpani drogą i całym dniem, niewyspani i też bardzo podekscytowani zasnęliśmy prawie od razu. Rano zeszliśmy na śniadanie, a potem... poszliśmy na piknik. weszliśmy do pobliskiego spożywczaka i kupiliśmy odpowiednie produkty, kosz mieliśmy ze sobą, kocyk i na trawę do parku! Było pysznie. Wcinaliśmy bułki z jakimś bardzo smacznym serkiem, jogurty, owoce ze śmietaną i sałatkę. Niedaleko nas, na ławce MEGA przystojny chłopak, na oko w moim wieku. Poprawiłam włosy, i jakby nigdy nic przeszłam koło ławki, niby w kierunku kosza. Kiedy wracałam-zagadał (po polsku!!!).
- Zagramy?- zapytał wyciągając przed siebie frisbee.
- Spoko, odpowiedziałam. Zaczęliśmy rzucać je sobie. Zagaiłam rozmowę; Jestem Marta-a ty? -Marcin. Jesteś niezła we frisbee. Mam 14 lat, a ty? 13, odpowiedziałam. Skąd jesteś? Tylko mi nie mów, że z Polski, tyle wiem. Zaśmiałam się; on też.
- z Gdańska. Wow, odpowiedziałam. Daleko tu miałeś... i tak od słowa, do słowa poznawaliśmy się coraz bardziej. Przestało mnie interesować, że jest TAAAKI przystojny. Po prostu był miły. Nasi rodzice też zaczęli się dogadywać. Kiedy moi oznajmili, że musimy się zbierać, wymieniałam się z Marcinem numerami. Wróciliśmy do hotelu. Inne dni, też były super. Chodziliśmy na wystawy i do muzeów. Często z Marcinem i jego rodzicami. Kiedy przyszedł dzień wyjazdu, byłam bardzo niepocieszona. Marcin i jego rodzice odprowadzili nas na pociąg. Przytuliłam go, a on mnie. On i ja. Jedynacy, których dzieliły kilometry, wiele kilometrów. Obiecaliśmy sobie codzienne telefony. Każde z nas wiedziało, że znalazło prawdziwego przyjaciela od serca. Przy dworcu w sklepiku, kupiłam sobie jeszcze ,,zagraniczne, przepyszne słodycze". Tamten wyjazd na zawsze zmienił moje życie. Od tamtej pory zawsze mogłam liczyć na Marcina, i że wszystkiego mu się zwierzyć, a on mnie. Teraz będąc już dorosłymi ludźmi, mającymi razem 3 dzieci, możemy śmiało powiedzieć, że przyjaźń i dobro, to coś co może na zawsze zmienić twoje życie.
Wyjaśnienie:
Nie wiem czy coś pomogłam, ale proszę.